Dziś wiem, że niektórzy ludzie zaledwie marzą o tym, by mieć choć cząstkę wrażliwości, którą w sobie noszę.

Droga, którą przebyłam nie była łatwa, nie rozumiałam jej z początku, nie miałam też pewności, czy prowadzi do miejsca, w którym chciałam być.
Odkąd pamiętam swoje życie na Ziemi czułam się obco w środowisku ludzi z mojego otoczenia. Czułam się inna, jakbym przybyła z tylko mnie znanego świata, do którego nieliczni mają dostęp. Przebywałam wśród ludzi, którzy nie rozumieli i nie byli w stanie zobaczyć tego, co ja, poczuć tego, co ja ani usłyszeć tego, co ja. 

Mówili "niebo jest niebieskie", a ja myślałam "nie jest". Owszem, bywa niebieskie - myślałam - ale na pewno nie jest, bo jeśli coś jest, to znaczy, że trwa. Niebo natomiast było także stalowo-szare i białe, fioletowe, pomarańczowe, różowe, żółte i czerwone, a niekiedy zielono - seledynowe. Podobnie zresztą było z trawą, która według większości była po prostu zielona, a ja doszukiwałam się w niej innych barw. Tak samo było z szarą drogą, która dla mnie wpadała w odcień fioletu.

Podczas lekcji gry na pianinie nie czytałam z nut. Zapamiętywałam cały utwór, jak wiersz, akapit po akapicie. Słyszałam go wewnątrz siebie i grałam ze słuchu. W podobny sposób zapamiętywałam teksty, równania, obrazy. Miałam wrażenie, że wszystko, co usłyszę i zobaczę pozostaje we mnie, w środku i w każdej chwili jestem w stanie to przywołać. Jakbym posiadała w swoim wnętrzu pałac z ogromną liczbą pokoi, a w każdym z nich tysiące, setki tysięcy obrazów, dźwięków i zapachów. Moje ciało cudownie ze mną współpracowało i pomagało mi zbierać wspomnienia oraz zapisywać je dla mnie, świeże i nowe, zatrzymane w czasie.

Od dzieciństwa dużo czasu spędzałam na medytacji - choć wtedy o tym nie wiedziałam - oraz na podróżach świadomości. Potrafiłam tworzyć, nie myśląc o niczym, być tu i teraz, rozkoszować się pięknem otaczającego mnie świata. Mało istotny był dla mnie czas. Moje zachowanie, nieobecność, patrzenie w przestrzeń oczywiście denerwowało dorosłych, którzy nie mieli dobrego kontaktu sami ze sobą. Jakby zatraceni w doczesności, przygnieceni poczuciem winy, utraconą wolnością, zamknięci w schemacie potrafili porozumiewać się tylko poprzez przemoc.

Z perspektywy lat i doświadczeń widzę, że niektórzy ludzie nigdy nie dorastają. Zachowują się jak dzieci, rozzłoszczone, nierozumiejące własnych emocji, próbujące pozbyć się ich przez krzyk, płacz i próbę zranienia innej osoby. Wówczas relacje z dorosłymi były dla mnie głównie raniące. Niedoceniona, niezaopiekowana, pozostawiona sama sobie wyrosłam w przekonaniu, że nie jestem i nigdy nie będę wystarczająco dobra.

Jednocześnie uparcie wierzyłam, że to, czego doświadczam musi mieć jakiś sens, że ta droga, którą idę nie jest jedną jedyną, a moim przeznaczeniem nie może być cierpienie. Codziennie przecież doświadczałam piękna w postaci wschodów i zachodów słońca, liści drgających na wietrze, bladoróżowych kwiatów kwitnących wiśni przed domem. Kochałam wiosenny wiatr, ciepły i silny, gorące promienie słońca, zapach trawy i szum wody w rzece. Bardzo mało potrzebowałam do szczęścia. Nadal czuję się, jakbym składała się z miliardów iskier, współistniejących z naturą, dzięki którym mam poczucie istnienia, które pozwalają mi cieszyć się każdą chwilą, dają poczucie wolności.
Wrodzony optymizm przez wiele lat powodował frustrację u osób, które zabierały sobie prawo do radości. Widząc tę przepaść, pomiędzy mną a drugim człowiekiem, który próbował zmusić mnie do wejścia w jego własną, jedyną, jego zdaniem, słuszną perspektywę, zaczęłam szukać powodów, dla których ludzie nie są do mnie chociażby podobni. Zastanawiało mnie, czemu ludzie nie myślą, tak jak ja, czemu nie potrafią się cieszyć, tak jak ja, czemu nie widzą i nie czują, tak jak ja.

Sprawa okazała się mocno skomplikowana. Moja wrażliwość, która była znacznie większa, niż przeciętna, ale też odziedziczona, chociażby w części, miała niestety, jak medal, dwie strony. Mogła uczynić mnie bogatą i spełnioną (w co wówczas nie wierzyłam) lub zamknąć w błędnym kole wiecznego cierpienia i uczynić męczennicą.

Ogromna potrzeba zmiany, wyrwania się z wielopokoleniowego schematu zrodziła we mnie przekonanie, że mam wybór. Postanowiłam, będąc jeszcze dzieckiem, że na mnie skończy się traumatyczna historia mojej rodziny, że zrobię wszystko, co w mojej mocy i że do skutku będę szukać rozwiązania, by życie moje i moich dzieci było szczęśliwe, spełnione, bezpieczne i radosne. W taki sposób weszłam na ścieżkę doświadczeń, tragicznych, ale i dobrych, trudnych i uwalniających, które ostatecznie doprowadziły mnie do mentalnej wolności.

Droga ta trwała wiele lat. Zdobywałam w trakcie jej trwania wiedzę, narzędzia i techniki, którymi z przyjemnością się dzielę w UpCreative, by każda osoba, która mnie pozna, która ma wrażenie, że jej historia jest częścią mojej historii mogła złamać swój schemat i mieć życie, w którym będzie cieszyć się pięknem, twórczością i wolnością wyboru.
Dwa ostatnie lata tej drogi były kluczowe dla mojego rozwoju i ostatecznego wyrwania się z błędnego koła. Gdybym wiedzę oraz narzędzia, które zdobyłam miała wcześniej, jestem przekonana, że zaoszczędziłabym 10 lat poszukiwań. Rozumiem, że moje droga miała być właśnie taka, jak była, ale Twoja wcale nie musi być taka trudna. Gdy ja zaczynałam, możliwości rozwoju były mocno zawężone. Dziś świat i wiedza stoją przed Tobą otworem. Wystarczy po nie sięgnąć.
Zapraszam Ciebie to poznania mojej całej historii, którą dzielę się na moim blogu.

Daria

>